Był chłodny i deszczowy dzień. Wyjątkowo nieprzyjemny, nawet jak na zimę.Moje łapy odbijały się od mokrej powierzchni. Przeskoczyłem przez
średniej wielkości kałużę i wylądowałem na drugim "brzegu". Pędziłem dalej,
czułem, że wiatr z każdą chwilą wieje coraz silniej. W oddali zobaczyłem
sarnę. Musiałem wykorzystać tą okazję... Przyszły cel w ogóle nie uważałem.Stanąłem pod wiatr, aby nikt go nie wyczuł i zacząłem się cicho,
powoli skradać. Wyskoczyłem w odpowiednim momencie. Zacisnąłem ostre kły na
szyi swojej zdobyczy. Po kilku sekundach przestała się miotać, chwilę
później już się nie ruszała. Zadowolony z siebie zaciągnąłem ją do
wcześniej wypatrzonej kryjówki.Zacząłem spokojnie jeść. W międzyczasie deszcz ustał. Zostawiłem część
posiłku na później w głębi tymczasowej nory i wyszedłem na zewnątrz. Wziąłem
głęboki wdech. Czyste powietrze. Z daleka od wszystkich spalin i
samochodów. Nigdy nienawidziłem miast, a co dopiero tych dużych. Wyglądało
na to, że nikogo nie ma w okolicy. I dobrze. Tego właśnie pragnąłem.Przeciągnąłem się i rozejrzałem dookoła. Z początku widziałem tylko piękne
krajobrazy, do których nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi. Nagle coś
przykuło mój wzrok. Ujrzałem biały punkt kilkaset metrów dalej od niego.
Nie byłem specjalnie zachwycony i zacząłem cofać się w stronę groty, by
nieznajomy nie zabrał sobie mojego jedzenia. Nie miałem dziś ochoty na walkę,
a w takiej sytuacji byłoby to konieczne, niestety. Przecież nie mogłem od
tak sobie tego oddać.Ku moim zdumieniu "białe coś" ruszyło w moim kierunku. Westchnąłem
głęboko. Chyba jednak będę musiał bronić swego. Zrobiłem kilka kroków do
przodu i zmrużyłem oczy. Był to Biały pies rasy Owczarek Szwajcarski.
Chyba nie powinno być ciężko.
- Wybacz, ale znajdujesz się na moim terenie. - Po chłodnym, lecz wysokim głosie rozpoznałem, że to suczka.
Uniosłem lewą "brew" i spojrzałem na nią z udawanym rozbawieniem.
- Twoim, tak? - zaśmiałem się gorzko. - Oj, bo uwierzę. Niestety, naiwny to ja nie jestem, więc nie nabierzesz mnie zbyt łatwo.
- Naprawdę jest to mój teren! - warknęła zdenerwowana. Położyła uszy po
sobie. - Mam sforę. Może chciałbyś się przyłączyć? Myślę, że nawet ktoś
arogancki i wredny może nam się w jakimś stopniu przydać... - urwała,
gdy zobaczyła moją minę. - O co ci chodzi? - zdziwiła się.
- Ja... ledwo co cię zobaczyłem, a Ty już zapraszasz mnie do sfory? -
Podkreśliłem słowo "mnie". - Nawet nie wiem, jak masz na imię i nie znasz
mojego. - prychnął.
- Zwę się Beatrice. - powiedziała. - A mogę wiedzieć, kim ty jesteś? - mruknęła z wyraźnym poirytowaniem.
- Psem. - odburknąłem
- Chodzi mi o imię. - sprecyzowała.
- Ech... Niech Ci będzie. - Popatrzyłem na nią groźnie. - Carter.
Beatrice?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zakazane jest reklamowanie się , jeśli administrator nie wyraził zgody . Prosimy o podpisywanie się nazwą psa/psów.